Hulajdusza.eu na Instagramie? Czyli o tym, jak (prawie) zostałam instagramerką.

Opublikowano:

Kilka miesięcy temu postanowiłam, że czas założyć konto na Instagramie. Znajomi mówili: Facebook to przeżytek, teraz wszyscy siedzą na Instagramie! Pomyślałam: gdzieś można by pokazywać swoje hula-hoopowe życie, a ten Instagram to ładny nawet. Mimo to odwlekałam swoje pojawienie się na Instagramie. Coraz mniej mi się chce być w mediach społecznościowych, a tu trzeba było jeszcze tak od zera rozkminić, jak to właściwie działa i czemu służy.

OK, powiedziałam sobie, to o hula-hoop tutaj chodzi, nie o słodkie zdjęcia moich dzieci, więc przełamałam się i zasiadłam do zakładania konta. I tu pierwszy mój wstrząs i niedowierzanie! Że na Instagram to tylko z telefonu można zdjęcia dodawać, a z komputera ani rusz! Co trochę podcięło mi skrzydła. Bo ja nie jestem mistrzem łapania dobrych kadrów komórką. Zanim to odpalę, wyceluję, to chwila przepadła, tego kadru już nie ma. Wolę przeżywać ten moment bez telefonu… Co więcej, ja sobie aplikacji społecznościowych na telefonie z premedytacją nie instaluję, bo gapienie się na komórkę i scrollowanie mnie nie kręci i baterię mi wyczerpuje (w telefonie też) 🙂 Jakoś inaczej sobie tego Instagrama wyobrażałam. Że będę go od czasu do czasu odwiedzać na laptopie i ładować zdjęcia z aparatu.

Na tę niedogodność istnieją sposoby. W sumie to na upartego można przecież swoje zdjęcia z internetu ściągnąć na telefon, żeby wstawić na Instagram. Ale ileż to zachodu! Wtedy mi się już trochę odechciało tego instagramowania, ale jeszcze się nie poddałam. Dalej zakładam konto.

Wtedy przydarzył mi się jakiś głupi internetowy psikus. Nie pamiętam, czy strona się odświeżyła przez przypadek czy coś równie niedorzecznego, ale moje dopiero co założone konto, po kilku sekundach istnienia, zostało zablokowane. No to ja walczę dalej, zakładam drugie. Wtedy okazało się, że nie mogę drugiego, bo Instagram blokuje IP moje, mnie, internetowemu oszustowi. Wtedy jeszcze mniej chciało mi się mieć konto na Instagramie. Sprawdziłam, co na ten temat wie Google i dowiedziałam się, że takie środki bezpieczeństwa ma Instagram i trzeba poczekać dzień (a może dwa albo trzy) aż zdejmą blokadę. Tym sposobem moje zakładanie konta przesunęło się o kolejnych parę dni (albo tygodni).

Przy kolejnym podejściu konto zostało założone. Ale nie miałam contentu, z przyczyn opisanych powyżej, więc aplikacji i tak nie odpalałam, i jakoś mi było nie po drodze. Minęło kilka miesięcy, kiedy sobie o nim przypomniałam. I co się okazało tym razem? Że zapomniałam swojego loginu i hasła! System przypomnień, kody bezpieczeństwa, siedzę nad tą swoją nieszczęsną komórką i wciąż coraz mniej mi się chce być hula-hooperką instagramerką 😉

Do tego jeszcze walcząc z materią i usuwając spod nóg instagramowe kłody, nadal nie obczaiłam, o co w tym wszystkim chodzi i jak to się obsługuje – te, wiecie, hashtagi i inne takie.

No ale – koniec końców – jestem już na Instagramie, i kto wie, może nawet kiedyś wrzucę tam jakieś zdjęcie, jeśli zupełnie przypadkiem uchwycę jakieś ciekawe komórką albo będzie mi się chciało kopiować i ściągać co lepsze fotki z internetu.

Jak macie ochotę, to zaglądajcie. Owo skromne w zasoby konto nazywa się hulajdusza.eu

Source: HULAJDUSZA!

Jeszcze więcej o hula-hoop na HULAJDUSZA!!

Podobne wpisy