Każda pasja ma swoje nieodłączne znaki rozpoznawcze. Wspinacze mają magnezję, rowerzyści – smar na łydkach, a kuglarze… specyficzny zapach. Jeśli kiedykolwiek byłeś blisko artysty ognia, wiesz o czym mowa.
Tak, to aromat oleju parafinowego. Nie benzyny, nie ropy, nie „tajemniczej mikstury z Orlenu”. To właśnie parafina jest paliwem dla pokazów ogniowych – i mimowolnym perfumem kuglarzy.
Olej parafinowy – nie z Orlenu, ale pachnie podobnie
Wbrew miejskim legendom kuglarze nie biegają z kanistrami na stację benzynową. Olej parafinowy kupuje się w bańkach w marketach, hurtowniach albo sklepach specjalistycznych. Jest bezpieczniejszy, pali się stabilnie i właśnie dlatego od lat jest standardem w fireshow.
Problem w tym, że dla przeciętnego nosa różnica między „parafina” a „stacja benzynowa” jest niewielka. Efekt? Kuglarz w tramwaju pachnie jakby właśnie tankował.
Perfumy kuglarskie – limitowana edycja
Zapach parafiny można wręcz podzielić na „kolekcje”:
- Classic Paraffin – świeżo po treningu.
- Deep Paraffin – bluza po kilku występach, prana, ale wciąż z charakterem.
- Smoke Edition – wersja z nutą dymu po źle zgaszonym knocie.
Nie znajdziesz ich w Sephorze. Ale uwaga – w środowisku kuglarskim są absolutnym hitem.
„Czy oni się w ogóle myją?”
To pytanie, które kuglarze słyszą zbyt często. Odpowiedź brzmi: tak, i to częściej niż myślisz. Po kilku godzinach z ogniem prysznic to konieczność. Problem w tym, że olej parafinowy ma uparty charakter. Wnika w skórę, ubrania i sprzęt – zostaje z właścicielem na dłużej niż by chciał.
Możesz wyprać bluzę pięć razy, a i tak będzie zdradzała twoją pasję.
Życie społeczne w aromacie parafiny
Bycie kuglarzem to też wieczne tłumaczenia:
- Na randce: „Nie, nie pracuję na stacji paliw, to tylko hobby.”
- W autobusie: „Spokojnie, nic się nie rozlało.”
- W pracy: „Serio, to tylko zapach po treningu, a nie nowy projekt w garażu.”
Z jednej strony – bywa krępujące. Z drugiej – to świetny temat do rozmowy i sposób na szybkie „coming out” z pasją.
Parafina jako znak rozpoznawczy
Kuglarze wyczuwają się wzajemnie na odległość. „Czujesz? To pewnie ktoś trenuje poi.” W ten sposób zapach staje się kodem, jak tajne hasło w klubie pasjonatów.
Dla reszty społeczeństwa – to powód, żeby delikatnie się odsunąć. Ale czyż nie każda pasja ma swoje… osobliwe konsekwencje?
Pachnie pasją, nie paliwem
Tak, kuglarze pachną jak stacja benzynowa. Ale zamiast dystrybutora stoi za tym pasja, godziny treningu i magia ognia.
Więc jeśli poczujesz w powietrzu tę charakterystyczną nutę – nie uciekaj. To nie awaria ani wyciek. To znak, że gdzieś obok jest kuglarz, gotowy wyczarować dla ciebie trochę ognia i jeszcze więcej emocji.
Więcej o Sara Zalewska
Studentka dziennikarstwa, komunikacji społecznej i medioznawstwa, związana z kuglarstwem od prawie sześciu lat