Sylwester to ten moment w roku, kiedy świat staje się jednym wielkim scenariuszem imprezowym. Każdy ma swój plan. Jedni idą na domówkę, inni w góry, a jeszcze inni — wbrew zdrowemu rozsądkowi — w miasto. Tymczasem kuglarz patrzy na to wszystko z boku i myśli: „To musi być przyjemne. Tak po prostu mieć wolne”.
Bo sylwestrowa noc dla kuglarza to nie impreza. To projekt specjalny, wersja „zaawansowana”, ostatni level w grze o nazwie „Sezon Zimowych Eventów”.
Oczekiwania vs. rzeczywistość
W teorii sylwestrowe występy brzmią pięknie.
Wspaniała oprawa, głośna muzyka, podniosły klimat.
Na papierze wygląda to jak idealne zwieńczenie roku.
Rzeczywistość jednak ma swoje poczucie humoru.
Zimno potrafi być tak dotkliwe, że nawet poi LED wyglądają na zmarznięte. Ogień pali się dzielnie, ale kuglarz już trochę mniej. Publiczność jest emocjonalnie rozgrzana, choć fizycznie marznie z całym placem. Ktoś krzyczy „zrób ogień wyżej!”, a ktoś inny pyta, czy można „poczuć ten płomień z bliska”.
Wtedy kuglarz uśmiecha się ze stoickim spokojem, bo odpowiadać na to w tej temperaturze to sport ekstremalny.
Czas w sylwestra płynie inaczej
Próba techniczna o 17:00.
Pokaz o 22:30.
Drugi pokaz o 23:50, bo „musi być tuż przed północą”.
Trzeci czasem chwilę po, gdy ludzie jeszcze pamiętają, że ktoś występował.
W przerwie kuglarz stoi przy sprzęcie, próbując osłonić ręce przed zimnem.
Publiczność w tym czasie odlicza do północy.
Kuglarz też odlicza — do chwili, kiedy będzie można zdjąć buty, strój, warstwy termiczne i wrócić do ludzkiej formy.
Magia, która pojawia się mimo wszystko
A jednak sylwester ma coś w sobie.
Coś, co sprawia, że kuglarz wraca do niego co roku, choć obiecywał sobie, że „następnym razem odpocznie”.
Gdy nadchodzą fajerwerki, a światło odbija się od sprzętu, publiczność zapomina o zimnie. Dzieci podskakują z radości. Dorośli nagrywają telefony, z których nikt nic później nie zobaczy, bo obraz drży jak galaretka.
I nagle wszyscy czują tę samą energię.
Przez krótką chwilę kuglarz staje się częścią czyjejś historii.
Może czyjejś wyjątkowej nocy.
Może czyjegoś najlepszego sylwestra.
I ta myśl potrafi ogrzać lepiej niż płomień.
Po wszystkim
Kiedy publiczność już tańczy, a fajerwerki opadają, kuglarz zbiera sprzęt.
W ciszy.
Z ulgą.
Czasem z lekką dumą, bo kolejny rok zamknięty jest pokazem, który naprawdę miał znaczenie.
Wraca do domu o godzinie, której nawet nie ma w kalendarzu.
Zdejmuje strój.
Oddycha.
I myśli: „To był dobry rok. A jutro… jutro nawet nie dotknę poi”.
Oczywiście dotknie.
Ale nie jutro.
Na jutro trzeba zasłużony sen.
Więcej o Sara Zalewska
Studentka dziennikarstwa, komunikacji społecznej i medioznawstwa, związana z kuglarstwem od prawie sześciu lat



