Tag: hulajdusza

O “HUDSUCKER PROXY”

Czy pamiętacie wpis o amerykańskiej gorączce i dwóch gentlemanach, którzy ją wywołali? Jeśli nie – to nic straconego. Możecie zajrzeć tutaj. Pisząc o tych wydarzeniach, jeszcze nie wiedziałam o filmie braci Cohen “Hudsucker Proxy”.

Podsunęła mi go koleżanka, a ponieważ słowem-klucz (albo: słowo-kluczem…) było “hula hoop”, obejrzałam natychmiast.

Polecam! Nie tylko miłośnikom hula hoop, ale i dobrych komedii w ogóle. Fanom Paula Newmana też na pewno przypadnie do gustu.

“The Hudsucker Proxy” to alternatywna historia powstania hula hoop, w formie nieco naiwnej komedii (ale jest śmiesznie – sporo parodii gatunku), a i pewne szczegóły ocierają się o prawdę. Na przykład czas akcji, przełom 1958 i 1959.

Załączam moją ulubioną scenę filmu. UWAGA WSZYSCY, KTÓRZY NIE LUBIĄ SPOILERÓW – nawet w tak niewinnej formie jak ten oto fragment – nie klikajcie w filmik, tylko od razu zaopatrzcie się w “Hudsucker Proxy” w całości.

Zdjęcie wypożyczyłam stąd.

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

“SLAVE TO THE RHYTM”

Jest niesamowita, jest nie do zdarcia. Patrząc na nią nie można uwierzyć, że ma 64 lata. Wywarła na mnie ogromne wrażenie, kiedy zobaczyłam ją na scenie dwa lata temu, na festiwalu Opener.

Tłumy pod namiotem szalały, Grace Jones zadziwiała scenicznymi kreacjami, a z sufitu sypało się confetti. I już w 2010 roku można było podziwiać długonogą Grace dziarsko kręcącą na biodrach hula hoop – w niewoli rytmu, śpiewającą jednocześnie “Slave to the Rhythm”.

Okazuje się, że hula hoop to stały atrybut sceniczny piosenkarki. W minionym roku zaśpiewała podczas urodzinowego koncertu Królowej Elżbiety II (w czerwcu) a także wystąpiła w Nowym Jorku (w październiku) zmieniając kreacje co numer i dodając hulanie do “Slave to the Rhythm”. Dla zainteresowanych dodam, że projektantami kostiumów gwiazdy byli Issey Miyake, Jean Paul Gaultier i Alexander McQueen. To się tyczy występu w USA. Co do angielskiego show, nie mam pojęcia.

Nas bardziej niż kapelusze, stringi, kabaretki i obcasy interesuje ten mniej wyrafinowany gadżet, plastikowa obręcz. I Grace Jones, która nie robi żadnych akrobatycznych sztuczek, ale kręci bez przerwy, śpiewa i utrzymuje się na kilometrowych obcasach. Wymiata, chciałoby się rzec.

Dla przypomnienia tych występów dorzucam filmik – dla tych, którzy lubią Grace Jones, jak i dla tych, którzy uważają, że na hulanie jest za późno, albo że nie są w stanie się nauczyć. Skądże znowu!

A dla pozostałych, którzy potrzebują więcej dowodów, drugi filmik – ten z NYC – można zobaczyć tutaj.

„Never stop the action,
Keep it up, keep it up,
Breath to the rhythm,
Dance to the rhythm,
Work to the rhythm,
Live to the rhythm,
Love to the rhythm,
Slave to the rhythm”

Zdjęcie wypożyczyłam z Dailymail.co.uk

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

HULA HOOP: Amerykańska gorączka

Jeszcze przez jeden dzień na urlopie, z małymi zakwasami tu i ówdzie, myslami jestem już na rozhulanych treningach! Dzisiaj wycinek z moich internetowych poszukiwań – o hula hoop i amerykańskiej goraczce.

Najpierw odrobina historii.

Kto wynalazł hula hoop, nie wiadomo, ale wiadomo, że jest bardzo stare. Wręcz starożytne! Tę formę ćwiczeń uprawiali z pewnością Grecy. Kółka robiono z metalu, bambusa czy drewna, a nawet z traw i winorośli. W XIV wieku drogą morską hula hoop znalazło się w Europie.

Podobno na początku XVIII wieku brytyjscy żeglarze wracający z Hawajów, gdzie dane im było zobaczyć tancerki hula, dali początek nazwie hula hoop. Ruchy kręcących skojarzyli z tańcem hula, skrzyżowali je z “hoop” (co po angielsku oznacza obręcz lub pierścień). Tak po raz kolejny narodziło się hula hoop.

Trzecie odrodzenie hula hoop to przełom lat 50 i 60 w Stanach Zjednoczonych.

“Ojcami” współczesnego hula hoop byli Richard Knerr i Arthur „Spud” Melin, którzy stworzyli markę Wham-O. Panowie byli przyjaciółmi z dzieciństwa i mieli głowy do interesów. Zaczynali od produkcji proc w garażu gdzieś w Los Angeles, potem wypuscili na rynek frisbee, inna zabawkę znana w starożytności. Za sprawą frisbee akcje Wham-O poszły w górę, ale szczyt ich popularności miał dopiero nastąpić za sprawą plastikowego (a właściwie polietylenowego) hula hoop. Pojawiło się ono w sprzedaży w 1958 roku, a w 1959 Arthur Melin wystąpił o patent dla swojej wersji obręczy, który otrzymał 4 lata później.

Podobno Richard i Arthur usłyszeli o hula hoop od podróżującego Australijczyka, który pokazał im, jak używa się drewnianych obręczy na W-F-ie w australijskich szkołach. Swoje pierwsze wyprodukowane w USA obręcze panowie rozdawali za darmo organizując pokazy na placach zabaw w całej południowej Kaliforni.

Tak rozpoczął się prawdziwy szał na hulanie, który opętał wszystkich Amerykanów, bez względu na płeć i wiek. Mimo że po około 10 miesiącach gorączki popularność hula hoop wypaliła się, firma w ciągu 2 lat sprzedała 100 milionów kółek! W cenie $1.98 za sztukę.

Recepta na sukces była prosta – Mellin i Knerr wypuścili na rynek 8-12 prostych produktów o bardzo niskich kosztach wykonania, które sprzedawali w cenie 5 razy wyższej niż koszt produkcji oraz promocji.

Tymczasem sprzedaż kółek gwałtownie spadła. Knerr i Melin zostali na lodzie z górą plastikowych rur. Ale jako się rzekło, mieli smykałkę do interesów, więc udało im się doprowadzić do drugiej fali opętania hula hoop. A to za sprawą wrzucenia do tub garści kuleczek wydających dźwięk! “Shoop-shoop hula-hoop” pojawiły się w połowie lat 60, obręcze wróciły do łask. Wkrótce zapoczątkowano Narodowe Mistrzostwa Hula Hoop w Stanach Zjednoczonych, które przetrwały od 1968 do 1981 roku.

Co ciekawe, twórcy Wham-O nie zdołali utrzymać patentu na hula hoop. Wynalazek był wszak nieoryginalny. Użycie nowoczesnego budulca nie pomogło, patent przepadł. Udało im się jednak utrzymać wyłączność na używanie nazwy “Hula Hoop” w Stanach Zjednoczonych.

W 1982 twórcy potęgi hula hoop podjęli ostatnią próbę wskrzeszenia gorączki dodając do swoich kół… zapach mięty wyzwalający się podczas kręcenia. Tym razem się nie udało. Sprzedali więc Wham-O Kransco Group Companies za 12 millionów dolarów. Później przeszła firma przeszła w ręce koncernu Mattel.

Richard Knerr zmarł w styczniu 2008 roku, przeżywszy wspólnika o 6 lat.

Obejrzyjcie reklamę hula hoop marki Wham-O z 1977 roku:

Legendarne kółka wciąż można kupić przez internet.

wham-o hula hoop

 

Tak oto prezentują się na stronie Wham-O.

A zainteresowanych historią hula hoop odsyłam do:

http://inventors.about.com/od/hstartinventions/a/Hula_Hoop.htm

http://www.hulahooping.com/history.html

http://www.nytimes.com/2008/01/18/business/18knerr.html

Zdjęcie główne wypożyczyłam od Vcstar.com

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Ready to party?

stephanie t. photography hoop party

Pozdrawiam serdecznie Sylwestrowo-Noworocznie z malego balkanskiego urlopu! Na piekne zakonczenie starego i rozpoczecie Nowego Roku hulania siegam po zdjecia Stephanie T. i film o hoop party.

Najpierw zdjecia: pelne swiatla, ruchu, tanca i jakiejs ukrytej elegancji, ktora kaze mi myslec z usmiechem o czekajacym nas karnawale. Wiecej fotografii Stephanie zobaczycie na jej facebooku. Polecam!

A wszystkim tym, ktorzy z Nowym Rokiem beda witali sie szampansko i tanecznie, jak i tym, ktorzy czekaja na nadejscie 2013 przed telewizorem dedykuje film o hula-hoopowym szalenstwie (w sam raz na powrot do zycia 1 stycznia!):

Nie zapomnijcie o noworocznych postanowieniach! Ja zycze sobie w Nowym Roku nowego hula hoop polypro, wytrwalosci w kontynuowaniu treningow, nabywaniu nowych i rozwijaniu nabytych umiejetnosci, oraz udania sie na Hoopurbia 2013. Mam nadzieje, ze sie tam zobaczymy!

PS. Wybaczcie brak polskich znakow, ale wyjatkowo dzis pisze na niepolskiej klawiaturze nie swojego komputera.

Ponizej wiecej czarodziejskich zdjec z portfolio Stephanie.

hoop party

hoop party

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Zima, zima, zima

W przerwie pomiędzy pakowaniem prezentów i pieczeniem piernika postanowiłam nabrać w płuca mroźnego powietrza i sprawdzić, jak się hula w grudniowym lesie. Świetnie – ale krótko. Zarówno moje dłonie jak i drogiego fotografa zmarzły przy gdańskim minus 9, więc szybciutko wróciliśmy do domu. Bo i prezenty, i potrawy wzywały.

Ale warto było skorzystać z śnieżnej pogody i paru promieni słońca w lesie dla krótkiego spaceru i paru zdjęć, które narcystycznie zamieszczam na łamach.

Tymczasem wracając do sprzątania i barszczu życzę Wam radosnych Świąt! Postaram się w nadchodzących dniach objadać bezwstydnie i kręcić hula hoop na świątecznie – co i Wam polecam. Gdyby się jednak nie udało na bieżąco spalać kalorii, nie zamierzam się martwić, bo kręcić będziemy dalej w Nowym Roku. Coraz lepiej i piękniej!

STP83321STP83318

 

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

PANOWIE, DO KÓŁ

Szał świątecznych zakupów, przygotowań do wigilii prawdziwej Wigilii (a co roku coraz więcej jest tych drobnych uroczystości okołoświątecznych…) zawładnął mną totalnie, dlatego wybaczcie chwilę nieobecności na Hulajduszy. Ale za to prezenty zostały zamówione, a choinka już czeka na balkonie na swoje wielkie wejście. Wracam do pisania…

…ale uprzedzam zaraz, że dzisiaj obszernej lektury najeżonej faktami nie będzie. Będzie za to chwila przyjemności dla wszystkich kobiet i dziewcząt. Będzie też wyzwanie rzucone facetom!

Jeśli myślicie, panowie i panie, że hula hoop jest zupełnie niemęskim gadżetem, to nie macie racji. Przedstawię tutaj dwa (co najmniej!) dowody na to, że tak jak taniec na parkiecie przystoi facetom, tak i hula hoop w męskim tańcu solo sprawdza się znakomicie. A my, dziewczyny, lubimy chłopaków, którzy z hip hopem i street dance są za pan brat, śmiało idą w tango i nie straszne im hula hoop!

Pierwszy dowód w sprawie, pan Baxter. Instruktor, lider Hoop Path i laureat nagrody dla najlepszego męskiego hoopera 2012. Nie bez przyczyny! Oto jak się tańczy z hula hoop:

A teraz pan Jake. Zaczaruje Was tak samo, jak tę obręcz, z którą robi zadziwiające rzeczy. Sto punktów za płynność.

(Mam jakiś problem z tym linkiem, który pojawia się i znika, więc jeśli przypadkiem nie widzicie w tym miejscu filmiku, skopiujcie link do przeglądarki. Warto!)

Zatem, panowie, nie pozostawajcie w tyle! Koła w ruch!

 

 

Zdjęcie Baxtera pochodzi z Denver Post.

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

WORLD HOOP DAY! 12/12/12

Mamy w kalendarzu coraz więcej świąt nietypowych: Dzień Leworęcznych (obchodzę je oczywiście), Dzień Czekolady i Dzień Teściowej, żeby wymienić kilka. Jest też Dzień Hula Hoop, święto jeszcze bardziej nietypowe niż Światowy Dzień Królika, bo ruchome. Już za parę dni, bo w środę, 12/12/2012 obchodzimy WORLD HOOP DAY.

Święto jest międzynarodowe, więc na specjalnej stronie internetowej znajdziecie mapę hula-hoopowych wydarzeń odbywających się 12 grudnia. Niestety w naszej części Europy najbliższe imprezy będą miały miejsce w Wiedniu, Zagrzebiu i Hannoverze, kilka w Wielkiej Brytanii. Może jeszcze zdążycie zakupić bilety lotnicze!

Moglibyśmy zadziałać lokalnie i spotkać się gdzieś na mieście, gdyby nie fakt, że wypadło w połowie grudnia, więc raczej bez szans na dobrą pogodę. Pozostaje hulanie w domowym zaciszu. Może być huczne!

Przy okazji, koleżanki zza oceanu stworzyły z okazji święta specjalną choreografię, która jest o tyle ciekawa, że prezentuje wiele nieskomplikowanych i efektownych tricków – do wypróbowania w domu.

Zobaczcie:

A dla zainteresowanych:

Skąd wzięło się święto?

World Hoop Day to historia o tym, jak najbardziej dziwaczne marzenia można realizować na skalę światową, mając w zanadrzu internet i poczucie misji. Było to tak:

Któregoś dnia (dokładnie 5/05/2005) Annie O’Keeffe, “hooperka” z Nowego Jorku, zauważyła, że w kalendarzu nie ma święta “hooperów”. Dnia, w którym mogliby zrobić sobie wolne i zwołać zbiorowe hulanie w różnych częściach świata. Pomysł wzbudził entuzjazm jej przyjaciół i fanów hula hoop, ale nie zaskoczył aż tak globalnie, jak by sobie tego życzyła. Annie stwierdziła, że w jej planie brakuje czegoś istotnego. Wreszcie doznała olśnienia. Brakującym ogniwem była idea rozdania hula hoop tym, którzy o nim marzą. I nie tylko im. Annie zapragnęła, żeby wszyscy na świecie kręcili hula hoop. Oczywiście w pierwszej kolejności dzieci z krajów trzeciego świata. “Dorastanie w innych częściach świata jest nie zawsze łatwe, ale hula hoop przynosi nadzieję, inspirację i światło w życie wszystkich” – twierdzi fundacja WHD.

Pozostało stworzyć wirtualną przestrzeń pod nadchodzące święto. I tak narodził się World Hoop Day: “przynieś radość, pokój i wolność dzieciom z całego świata. Ucz miłości i dzielenia się ponad granicami. Podaruj im doświadczenie sztuki, tańca i flow”.

Idea przyciągnęła pieniądze, wpłynęły pierwsze dotacje. Wkrótce można było zakupić obręcze dla potrzebujących, znaleźli się też wolontariusze gotowi, by wyruszyć w dalekie podróże i rozdać je, komu trzeba. Annie wciąż zaprzątała myśl o święcie “hula-hooperów”, a ponieważ wierzyła w magię liczb i pamiętała, że pomysł narodził się w jej głowie 05/05/05, ustanowiła swoje wymarzone święto 7/07/2007. Pierwsza edycja World Hoop Day.

Promocja odniosła sukces. W 2007 roku ponad 100 miast w USA oficjalnie świętowało World Hoop Day. W kolejnym roku przyłączyło się kolejne 350 miast.

Annie stworzyła brand (koszulki, torby, naklejki z logo można zakupić w sklepie internetowym WHD). Całe przedsięwzięcie opiera się na wolontariuszach i zbieraniu datków, a wspierane jest przez najważniejszych i najpopularniejszych “hooperów” Ameryki. Prawdziwe szaleństwo!

Przyglądam mu się nieco krytycznie, bo zamiast całej tej aury światłości i nadziei niesionej ubogim dzieciom, czy nie lepiej podarować im coś, co mogą ugotować? A jeśli już być oryginalnym i propagować wśród nich hulanie, to może lepiej pomóc im budować im własne obręcze z dostępnych surowców? Czy nie byłyby dla nich bardziej wartościowe? Jest w idei World Hoop Day coś zabawnie użytecznego, bo może i rzeczywiście, podarowanie dzieciom czegoś, co będzie stymulowało ich rozwój fizyczny, odciągając od niebezpieczeństw ulicy – nie jest niczym złym. Ale jest też w WHD jakaś przesada i patos, które nie pasują do hulania, i które każą mi zastanawiać się. gdzie leży podstęp.

Nie tylko w Afryce, ale i w naszych miastach są rejony, w których można by zainteresować dzieci hula hoop.

To tylko na marginesie święta.

 

A skoro jest święto, to są też najlepsze życzenia, dla wszystkich, którzy zajrzeli dzisiaj / zajrzą jutro i w środę na Hulajduszę: Happy hooping! / Wesołego kręcenia!

 

 

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Gdzie trenować zimą w Trójmieście?

Dokąd się wyrwać z hula hoop, kiedy ciemno, zimno i pada, więc o plenerze w trójmiejskich parkach można zapomnieć, a pokój w mieszkaniu jest za mały na hulanie? Mamy już odpowiedź!


Mimo że szaro jest i buro, spadł pierwszy śnieg, sklepy świecą się gwiazdkowo-choinkowo (co jest oznaką nieuchronnie zbliżającej się zimy) i czujemy tradycyjny spadek formy, zamiast narzekać, bierzemy hula hop, wsiadamy w dowolny środek transportu i pędzimy na Żabiankę. Odnajdujemy z łatwością Halę Widowiskowo-Sportową na AWFiS i zjawiamy się na treningach Movement Academy.

Wcześniej zapoznajemy się z harmonogramem treningów na stronie Movement Academy lub Facebooku. Treningi odbywają się trzy razy w tygodniu, we wtorki, czwartki i niedziele, a przeznaczone są dla każdego, kogo interesuje parkour, freerun, akrobatyka, tricking czy kuglarstwo. Jak się okazało, hula hoop też jest mile widziane. Opłata za jednorazowe wejście wynosi 5 zł. Więcej szczegółów w internecie. Dodam, że Facebook informuje zainteresowanych o wszelkich zmianach w grafiku.

Atmosfera jest przyjazna, miejsca ci tam dostatek, więc hulać można do woli, we wszystkich kierunkach. Sprawdziłyśmy, polecamy. Planujemy powtórzyć niedzielny wypad na Żabiankę w kolejną niedzielę (a jeśli przydarzy się jakiś weekendowy wyjazd, to zamiennie w tygodniu), więc wszystkich pragnących przyłączyć się ze swoimi kółkami mobilizujemy do działania!

Nie dajmy się zimie!

Na rozgrzewkę i na zachętę taki oto filmik. W roli głównej Kenna z Bristolu.

PS. A Oli dziękuję za polecenie mi Movement Academy!

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

“DANCE FIRST. HOOP SECOND”

Zdanie niniejsze przeczytałam na blogu Hoop Revolution należącym do amerykańskiej “hooperki”, Anah Reichenbach, występującej pod pseudonimem Hoopalicious. “Hooperka” z niej świetna, blogerka… uduchowiona, jeśli ktoś chciałby poczytać. Wiele mówiące motto: “I hoop, therefore I am!” każe spodziewać się solidnej dawki “hoopo-zofii” i w istocie jest jej niemało.

A ja tylko chciałam potańczyć… dlatego szybciutko z czytania przełączyłam się na oglądanie. Zobaczycie, warto.

Bo Anah jest ważną postacią amerykańskiego nowoczesnego ruchu hula hoop, niektórzy nazywają ją nawet matką “hoop movement”, twórczynią sztuki gatunku zwanego hoop dance i propagatorką hula hoop z ponad 15-letnim stażem. W tym czasie podróżowała po świecie ucząc hulania i występując ze swym kołem (pojawiając się to u jakiejś hollywoodzkiej gwiazdy, to w reklamie telewizyjnej, to w amerykańskim “Mam talent”).

Jeszcze tylko słówko o tańcowaniu. I jeszcze jeden cytat, tym razem z blogu “hooperki” nieśmiałej, Tiff (w moim tłumaczeniu): “Zaczęłam tańczyć z hula hoop. Co oznacza, że po prostu tańczę sama z sobą. Hula hoop jest najlepszym nauczycielem tańca, jakiego można sobie wyobrazić, bo kiedy się nie ruszasz – spada na ziemię. Ale wystarczy, że tańczysz – i możesz utrzymać je na sobie”. Tutaj następuje uroczy filmik z tańcem w miejscu, gdzie zaczyna się legendarna Route 66. Autorka, jak sama przyznaje, bawi się jak dziecko. I o to chodzi. Trochę jej  koło zjeżdża, ale nie ma to znaczenia.

Czemu by czasem nie zaczerpnąć z doświadczeń koleżanek zza oceanu.

Dlatego zainspirowała mnie tytułowa sentencja i gotowa jestem podpisać się pod nią rękami i nogami: Najpierw tańcz. Potem pokaż, co potrafisz robić ze swoim hula hoop. Dodatkowego komentarza zdania te nie wymagają, a warto sobie zanotować je w głowie, tak na wszelki wypadek. Od razu tańczy się przyjemniej, bardziej wypoczywa, mocniej bawi. A niedługo też będziemy tak potrafiły:

To właśnie Hoopalicious i moje ulubione nagranie jej występu.

Urocze zdjęcia Anah (powyżej i poniżej) pochodzą z blogu Cadencia Photography. Więcej niesamowitych fotografii na jej facebooku.

Thanks Cadencia!!!

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

MOJE PIERWSZE

Chwila na wspomnienia. A właściwie to postanowiłam pójść za ciosem i rozwinąć myśl, która mnie nawiedziła przy okazji poprzedniego wpisu. Chodzi o jedno z najważniejszych spośród wszystkich “rodzajów” hula hoop, jeśli nie najważniejsze – bo dużo od niego zależy: to PIERWSZE.

Inna rzecz, że ostatnio kilka osób pytało mnie, jakie wybrać hula hoop.
Ten wpis jest dla Was, moje Drogie!

Mówicie, że w dzieciństwie kręciłyście hula hoop, ale teraz chyba nie potrafiłybyście. I zgadzam się, i nie zgadzam z tak postawioną tezą (ale bardziej się nie zgadzam). Rzeczywiście, używając hula hoop z Waszego dzieciństwa będzie ciężko powrócić do kręcenia, bo jest za małe i zbyt lekkie. A im mniejsza i lżejsza obręcz – tym większy poziom trudności. Zostawiamy je więc na później. Kto wie, może się jeszcze przydadzą?

Jeśli zaopatrzycie się w hula hoop w rozmiarze dla dorosłych, powrót do hulania to kwestia paru dni, może tygodnia. Maksymalnie dwóch. Ważne, żeby się nie zniechęcać, i jak spada – to podnosić i kręcić dalej.

Jakie powinno być to pierwsze hula hoop, żeby na dobre wkręcić się w kręcenie?

Po pierwsze: duże. Polecam średnicę do 100 cm. Dla osób średniego wzrostu (czyli do 170 cm) średnica 98 cm powinna być w sam raz. Przyjmuje się, że hula hoop idealnie dobrane do wzrostu ma tyle centymetrów, ile wynosi odległość od talii do podłogi. I chyba coś w tym jest. Mój idealny rozmiar to właśnie 98 i z takim najlepiej się czuję. Ale moje PIERWSZE miało prawie 106 cm i mimo oczywistej przesady bardzo dobrze się kręciło. Czyli na start lepiej kilka centymetrów więcej niż mniej.

Po drugie: odpowiednio ciężkie. Ale nie zbyt ciężkie! Do 0,65 kilograma wystarczy na początek. Czytałam gdzieś, że koło o wadze większej niż kilogram to duże obciążenie dla kręgosłupa, a tego uszkodzić nie chcemy. Superlekkie hula hoop dla zaawansowanych “hooperów” mają około 200-300 gramów i zdecydowanie trudniej utrzymać je kręcące się wokół ciała. Na start 400-500 gramów powinno być w sam raz. Myślę, że grubość nie ma znaczenia. Standardowa rurka ma około 3 cm grubości i taka będzie leżała jak ulał.

Ważna uwaga dla dziewczyn, którym marzy się płaski brzuch – nie dajcie się zwieść magii hula hoop “z masażerem” czyli dodatkowymi obciążnikami w postaci wypustek. Często zwykłe “bezwypustkowe” hula hoop w pierwszym kontakcie może przyprawić o siniaki, zanim zyskamy nad nim pełną kontrolę (siniakami nie należy się przejmować, ale jeśli są dotkliwe, warto zrobić sobie małą przerwę od kręcenia). O efektach stosowania “masażera” wiem tylko ze słyszenia. Mówią, że “można się przyzwyczaić”, ale… po co się torturować, skoro można się dobrze i bezboleśnie bawić, a efekty będą porównywalne?

Być może naiwnie, ale wierzę, że kalorie spalamy NIE na skutek tłuczenia brzucha kulkami i wypustkami, ale gimnastykując mięśnie podczas kręcenia, oczywiście jeśli ćwiczymy regularnie. Ale odbiegłam od tematu.

Po trzecie: w ulubionym kolorze! Jeśli tylko to możliwe wybierzcie wesoły kolor dla swojego koła, z którym chcecie się zaprzyjaźnić! Tak na pewno łatwiej będzie stawiać pierwsze kroki.

Po czwarte: nie za drogie. Cena na ogół jest wyższa, jeśli zdobienia są bardziej wyrafinowane. Jeśli planujecie swoje pierwsze treningi w plenerze, liczcie się z tym, że będzie czasami spadało na ziemię i jeśli nawierzchnia jest twarda, szybko podrapiecie błyszczące kolorowe taśmy. Plus, może się nieco odkształcić. Dlatego jest pierwsze. Przeciera ścieżki.

Gdzie się zaopatrzyć? Najlepiej w sklepach internetowych. Sporo jest kółek na Allegro. Wielu sprzedawców oferuje bardzo przyzwoite hula hoop. O dziwo, trudno znaleźć je w sklepach stacjonarnych. W sportowych można czasem natrafić na lekkie koła o stosunkowo małej średnicy (takie ok 90 cm znalazłam w Decathlonie ostatnio). O tym, co mają „na stanie” amerykańskie sklepy hula-hoperskie – napiszę później. Oj, będzie nad czym wzdychać!

To już koniec mini-wykładu. Koła w ruch!

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Mały jesienny przegląd sprzętu

Postanowiłam zrobić mały przegląd hula hoop. Tych, których nie posiadam, jak i tych, które mam w swojej małej kolekcji. Jeśli ktoś myślał, że hula hoop występuje w jednej tylko postaci, mylił się bardzo!

Mam nadzieję kiedyś napisać parę słów o każdym z osobna. Na razie tylko przedsmak tych rewelacji, żeby zaprezentować na łamach Hulajduszy kilku przedstawicieli nie takiej małej rodziny hula hoop.

PIERWSZE HULA HOOP
Kupuje się je zazwyczaj na Allegro, bo nie wiedzieć czemu stanowi towar deficytowy w sklepach stacjonarnych. Jest duże, powinno mieć średnicę ok 100 cm, jest średnio ciężkie bądź ciężkie. Na rozkręcenie jest jak znalazł. To kategoria specjalna (albo przedkategoria): hula hoop, z którym stawia pierwsze kroki i półobroty.

HULA HOOP SKŁADANE
Występuje w kilku odmianach, zapinane na klipsy, dające się zwinąć w ósemkę lub takie ze specjalną linką w środku. Ma swoje plusy i minusy, a jego główną zaletą jest to, że swobodnie można się z nim poruszać i po mieście, i po świecie. Dla tych, którzy nie mogą się rozstać ze swoim hula hoop.

MINI HOOPS
To albo małe obręcze dla dzieci albo specjalne obręcze do specjalnych sztuczek dla dorosłych. Różnią się przede wszystkim ceną. Ich średnica w obu przypadkach wynosi od ok 50 do 70 cm. Warto spróbować.

POLIPROPYLENOWE
Niestety nie sprawdziłam jeszcze ich fenomenu, ale muszę koniecznie to zrobić. Lżejsze i cieńsze od standardowych hula hoop, są wyzwaniem dla zaawansowanych “hoperów”. Podobno jeśli się raz spróbuje “polypro”, nie sposób z nich zrezygnować. Z moich rekonesansów wynika, że można je nabyć w sklepach internetowych w Niemczech i USA. Tajemnicze.

Polipro. Zdjęcie: Sara Janssen dzięki uprzejmości Superhooper.org!

VINTAGE
Obręcze stylizowane, ozdobne, urocze. Można o nich poczytać tutaj.

LEDOWE
Na potrzeby wieczornych występów. Hula hoop, które świecą w ciemnościach. Dla ekstrawaganckich użytkowników oraz performerów i performerek.

DLA GIMNASTYCZEK OLIMPIJSKICH
To musi być jakiś specjalny rodzaj hula hoop. Ciekawe, skąd gimnastyczki je biorą?

OGNIOWE
Dla artystów fireshow ma się rozumieć. Podpalamy i kręcimy.

Z „MASAŻEM”
Należy je omijać szerokim łukiem.

OLDSCHOOLOWE
Dla kolekcjonerów. Ze słynnej kolekcji Wham-O, stworzonej w latach 50. To one rozpoczęły modę na hula hoop w USA. Opatentowane w 1959. Legenda.

VERY HAND MADE
Podobno większość dostępnych na rynku hula hoop jest robionych ręcznie, ale najbardziej hand-made hula hoop na świecie jest zawsze to wykonane własną ręką. W celu stworzenia własnego koła studiuje się bacznie tutoriale w internecie, potem idzie się do Castoramy albo innego sklepu z materiałami budowlanymi, by kupić rurę, oczywiście zwykle się na półkach nie znajduje tej właściwej, więc kupuję się byle jaką i kolorowe taśmy. Radość tworzenia i używania – bezcenna. Przydatność – od czasu do czasu.

Zdjęcie i hula hoop – własne.

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

O tym, jak u Chanel pohulali z torebką

Miłośników mody przez wielkie “M” uprzedzę od razu, że niniejszy artykuł jest mocno spóźniony w stosunku do bieżących trendów na wybiegach, a dotyczy rzeczy, która pojawiła się w kolekcji domu mody Chanel na początku października…

Ponieważ jednak ów interesujący damski gadżet jest przeznaczony na sezon wiosna – lato 2013, wciąż mamy czas, by o nim dumać i debatować, zanim wejdzie do powszechnego użytku.

Mowa oczywiście o zwariowanym torebko-hula-hopie, który wprowadził w osłupienie fanki klasycznej elegancji. W końcu pikowana torebka “chanelka” to klasyka sama w sobie i model 2013 jest jak do tej pory największą objętościowo jej wariacją. Dla nas to nic wielkiego: jest zaledwie równie ogromna jak hula hoop w rozmiarze dla dorosłych. Modnisie muszą przyznać, że z taką torebką nie sposób będzie ich nie zauważyć na plaży, a więc nikt nie przegapi także sznura pereł na szyi, kolorowego słomkowego kapelusza i okularów przeciwsłonecznych z wcale nie taką miniaturową sylwetką Coco Chanel nad lewym okiem. Styl i szyk!

Projektantem torebki jest Karl Lagerfeld, który zaskoczonym jego małą ekstrawagancją dziennikarzom tłumaczył, że torebka będzie niezastąpiona na plaży. Jest na tyle duża, że swobodnie pomieści ręcznik plażowy, a zażywszy słonecznej kąpieli będzie można wbić ją w piach, żeby powieszone na niej ubrania szybko wyschły. Jakże by inaczej! Odrobinę tylko snobistycznie, poza tym bardzo  nawet praktycznie.

Wyrocznie stylu załamują ręce nad “oversized” torebką-hula-hoopką i uparcie roztrząsają kwestię, czy Karl jest szaleńcem czy geniuszem, nie odpowiadają jednak na najbardziej nurtujące mnie pytanie: czy “chanelkę” można odczepić od hula hoop, żeby poćwiczyć na plaży, najlepiej z dwoma obręczami na raz? Czy najbardziej szaloną torebkę sezonu uczyniono najbardziej bezużyteczną? Pobieżnym rzutem oka oceniam, że okrągłe ramiona przytwierdzono do torebki na stałe, i to przesądza kwestię, czy należy się zaopatrzyć u Chanel w sezonie letnim 2013. Zwariowane fanki hula hoop raczej zamówią u krawcowej bardziej funkcjonalną podróbkę, najlepiej na rzepy. Ha!

Albo spróbują zrobić ją same – polecam instrukcję wykonania przygotowaną przez Jennę Sauers. „Chanelka” jak się patrzy!

Na zdjęciu szczęśliwa autorka własnej „chanelki” 2013, w trakcie montowania pierwszej obręczy.

Zdjęcie z wybiegu: internet.

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Hula hoop w stylu vintage

Zachwyciły mnie! Dla miłośników staroci: hula hoop stylizowane na vintage, obsypane kwiatkami. Nic tylko wystroić się w suknie, sznur korali, rozpuścić włosy i pokręcić się z hula hoop w trawie!

Autorka używa zwyczajnych ręcznie robionych obręczy, które owija znalezionymi w babcinej szafie tkaninami (z tą szafą to tak sobie to wyobraziłam). Do tego zapewnia, że uczta to nie tylko dla oka, ale i dla ciała, po którym się nie ślizgają. I każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju.

Kiedy pierwszy raz się z nimi zetknęłam, można było je zakupić bezpośrednio w Australii, u wytwórczyni podpisującej się pseudonimem Rainbowsandtea. Tanią paczką na statku w nasze zamorskie kraje miały płynąć sobie od 2 do 3 miesięcy.

Obecnie pomysł znalazł naśladowców w Ameryce, gdzie można kupić takie na przykład collapsible czyli składane słodkie hula hoop w słonie (w stylu hinduskim) lub z kwiatem wiśni (na styl japoński) – mniej lub bardziej vintage, ale wciąż urocze:

Na razie poprzestanę na polubieniu na Facebooku…  albo sama zacznę porządkować w szafach i rwać na strzępy co bardziej sprane kwieciste bluzki i suknie.

Te śliczności ze zdjęć powyższych znaleźć można tutaj i tutaj.

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Małe koła dla dużych dziewczynek

Mini hoops! Nie doceniałam ich zupełnie, do chwili, aż wybrałam się na warsztaty z Vivian Spiral tego roku na Festiwalu Frog w Gdyni. Muszę przyznać, że były to świetne warsztaty, za które należą się organizatorom przepiękne ukłony.

Szkoda tylko, że poza jednym sobotnim popołudniem nie było mi dane odbyć więcej zajęć z Vivian, bo jako kobieta pracująca w dni robocze tkwię przy biurku w typowo biurkowych godzinach.

Warsztaty zwały się enigmatycznie “Hoop 3D Flair”, co niewiele mi mówiło, ale po naoglądaniu się filmików z udziałem artystki postanowiłam, że muszę tam być. Po dotarganiu swoich kół-gigantów do Gdyni (a wszyscy, co mieszkają w Gdańsku wiedzą, że Gdynia leży na końcu świata) dowiedziałam się, że będziemy ćwiczyć z małymi obręczami. Szczęśliwie jakaś dobra dusza mi takowe pożyczyła. Ciekawość i obawa ustąpiły fascynacji, która mnie nie opuszcza do dziś. Uparcie szperam w internecie z nadzieją, że kiedyś znajdę tam dobre filmy instruktażowe. Może kiedyś przez przypadek kliknął ktoś…?

Żeby zacząć ćwiczyć z małym kółkiem, potrzebne jest takież kółko. Jako wymiar podstawowy biorę odległość wyciągniętej przed siebie ręki, zakładam, że średnica musi być na tyle mała, żebym mogła swobodnie obracać przed sobą trzymaną pionowo obręcz. Powiedzmy, od 50 do 60 cm.

O możliwe źródła zaopatrzenia się w małe kółka zagadnęłam dziewczyny obecne na warsztatach. One podsunęły mi pomysł: Tesco. Oczywiście dział dziecięcy. Udałam się tam po kilku dniach (a może to były 2 tygodnie…). Wyprawa zwieńczona została połowicznym sukcesem – koło z działu dziecięcego ma odpowiednie wymiary. Pal sześć, że jest wściekle błyszczące i jeszcze wścieklej różowe. No trudno, do środka nasypano nieznanej maści ziaren i ziarenek, które wydają dźwięk przy każdym poruszeniu. Źle, że mam tylko jedno, bo ostatnie było na stanie! Za jedyne 5 złotych przeboleję ziarenka i różowość, ale muszę kiedyś wyprawę powtórzyć. Może akurat Tesco będzie miało dostawę zabawek!

Morał z tego taki, że hula hoop dla bardzo małych dziewczynek, może dać dużo radości większym dziewczynkom, a jeszcze więcej nowych wyzwań. O czym mam nadzieję jeszcze kiedyś napisać, a na razie tylko powzdycham nad umiejętnościami ludzi, którzy potrafią dużo więcej ode mnie:

Na zdjęciu powyżej: Vivian Spiral na warsztatach FROG, poniżej więcej zdjęć warsztatowych.

Foto: Piotr Pedziszewski

 

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

HULA HOOP? SAMO ZDROWIE

Wallis Franken & unknown model by DUC. Paris Vogue 1971.

Przyznaję się bez bicia, że przed zapisaniem powyższego zdania nie skonsultowałam się z żadnym lekarzem i piszę na podstawie tego, co mówi internet i co widzę w lustrze, myślę w głowie, a czuję w duszy.


Oto lista wszelkiego dobrego, wynikającego z kręcenia hula hoop.

W zdrowym ciele…

Pisze się, że ćwiczenia z hula hoop poprawiają sprawność fizyczną, zręczność (koordynacja oko-ręka) i kondycję, wzmacniają kręgosłup, nogi i ramiona oraz pomagają zrzucić zbędne kilogramy (podobno kręcąc spalamy do 600 kalorii na godzinę) tudzież zachować zgrabną sylwetkę. Hula hoop z reguły nie powoduje urazów (co najwyżej może uszkodzić przedmioty kruche wokół nas, jeśli ćwiczymy w pokoju i dajemy się ponieść…) i może być uprawiane w każdym wieku. Warunkiem jest odpowiednie dobranie obręczy do swojego wzrostu i potrzeb, oraz – oczywiście – regularny trening.

…zdrowy duch!

Korzyści natury psychologicznej to jak w przypadku każdego regularnego treningu tańca lub sportu, który nam sprawia przyjemność: wyzwolenie endorfiny, posłanie codziennego stresu w zapomnienie, poprawa nastroju oraz na dłuższą metę wzrost pewności siebie (jeśli komuś jej brakuje). Hula hoop dodaje wigoru i motywuje. Szkoli wyczucie rytmu. Podobno poprawia atrakcyjność fizyczną, a anonimowa czytelniczka forum hooping.org wyznała nawet, że stymuluje jej libido (!). Przyjemność musi być totalna, skoro każdy dostaje to co lubi: niektórych kręcenie hula hoop wycisza i wprowadza w nastrój niemal medytacyjny, innych popycha do szaleństw, mniejszych czy większych.

A jak na Was działa hula hoop?

 

PS. Zdjęcie: Wallis Franken & unknown model by DUC. Paris Vogue 1971.

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!

Zaczynamy!

hula hoop na łące

Kilka lat temu zakochałam się w hula hoop. Dzięki Justynie, bo ona pałała już wtedy uczuciem. Nie była to miłość od pierwszego zakręcenia, bynajmniej ze strony hula, które niczym kapryśna kochanka chciało być zdobywane, coraz bardziej przy tym uwodząc. Co oznacza, że raz po raz złośliwie upadało na ziemię po wykonaniu kilku chybotliwych obrotów wokół talii.

A jednocześnie przyciągało jak magnes! Dodam tylko, że utrzymania pędu plastikowego koła na biodrach nie przyswoiłam sobie w przedszkolu, tak jak jazdy na rowerze, co się udało wielu małym dziewczynkom. Do tego zero wrodzonego talentu. Okazało się jednak, że z odpowiednią dawką uporu można oswoić hula hoop.

Kolejnym kamieniem milowym na drodze hula-hopowej przygody były tutoriale na youtubie, które zmotywowały mnie na tyle, że  nie zważając na siniaki na dekolcie zakręciłam obręczą wokół ramion. W walce z materią wspierała mnie i wspiera Justa i jej hula hoop. A moje koło wyraźnie zmiękło, i teraz łatwiej daje się zdobywać nowymi sztuczkami. Ale ciągle się ze sobą zmagamy, bo chcemy więcej i doskonalej, i piękniej.

Myślę, że w Polsce za mało mówi się i pisze o hula hoop. Zapytajcie wyszukiwarki Google. Wyświetli linki do “rewelacyjnych” hula hoop “z masażerem” (całe ciało mnie boli na samą myśl!). Albo do tysiąca i pięciu stron amerykańskich, gdzie hula hoop wydaje się mieć całkiem niezły, jak to mówią, pijar.

Tymczasem… Zaglądam na fora miłośniczek smukłej sylwetki i wygląda na to, że jest nas sporo – kobiet i dziewczyn, które lubią czasem pohulać. Brakuje nam jednak wspólnego miejsca, choćby wirtualnego, żeby się wspólnie pozachwycać, podopingować, powymieniać informacjami o tym jak, co, gdzie i kiedy.

Nie chciałybyśmy tworzyć podręcznika hula-hoopowych tricków. One już są w internecie, YouTube pęka w szwach. Szkoda, że filmy instruktażowe są często w kiepskiej jakości… Szukamy tych naprawdę niesamowitych, gdzie nad popisywaniem się umiejętnościami górę bierze taniec z hula hoop.

Chcemy pisać o inspiracjach. O ciekawych i nieznanych obliczach hula hoop. Także o tych całkiem zabawnych albo trochę głupich. Wreszcie, podzielić się doświadczeniami, które wciąż zbieramy.

Na dobry początek jeden z moich ulubionych hula-hopowych filmików, “Love the Process”. Niesamowicie motywuje, uczy tej oczywistej oczywistości, że jak spada, to trzeba podnieść i znowu wprawić w ruch. I próbować, eksperymentować. Pewnie sama nigdy nie nakręcę takiego filmiku, dlatego odwołuję się do oryginalnego przekroju doświadczeń jego autorki, amerykańskiej “hooperki” – SaFire. Zapewne też nie podpalę swojego koła, żeby zatańczyć z ogniem, bo z ogniem, wiadomo, igrać trzeba się nie bać.

Dla wszystkich, co też kochają proces. Koła w ruch!

 
Source: Hulajdusza!

Jeszcze więcej o hula-hoop na Hulajdusza!!